Ciąg dalszy nastąpi, czyli wybory w Turcji bez końcowego rozstrzygnięcia

Zdjęcie: tolga ildun/Shutterstock, źródło: Polskie Radio [1].

Niedzielne wybory prezydenckie w Turcji nie przyniosły rozstrzygnięcia. 28 maja odbędzie się druga tura wyborów pomiędzy urzędującym Prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoğanem, a liderem opozycji Kemalem Kılıçdaroğlu. Największe szanse na wygraną ma Erdoğan, który w I turze uzyskał ponad 49% głosów. Jest to wielka porażka opozycji, która liczyła na zwycięstwo Kemala Kılıçdaroğlu już w pierwszej turze. Dawały mu na to spore szanse przedwyborcze sondaże, w których wyprzedzał urzędującą głowę państwa. Przykładowo według sondażu przeprowadzonego przez POLITICO i opublikowanego 12 maja Kemal Kılıçdaroğlu mógł liczyć na 49% poparcia, podczas gdy Recep Tayyip Erdoğan na 47%. Dodatkowym impulsem, który miał spowodować rozstrzygnięcie wyborczego starcia już w pierwszej turze, miała być rezygnacja Muharrema İnce, z uwagi na jego elektorat, którego poglądy były zdecydowanie bliższe liderowi opozycji. Tak się jednak nie stało.

Według ostatecznych wyników pierwszej tury wyborów Prezydent Recep Tayyip Erdoğan uzyskał 49,52% głosów, zaś Kemal Kılıçdaroğlu 44,88%. Kolejny wynik uzyskał skrajnie nacjonalistyczny kandydat Sinan Oğan, który zdobył 5,17% głosów. Stawkę wyborczą zamyka Muharrem İnce, który choć zrezygnował ze startu w wyborach, znajdował się na kartach wyborczych – głos na niego oddało 0,43% wyborców. Wynik urzędującego prezydenta okazał się sporym zaskoczeniem i ogromnym sukcesem Erdoğana. Podobnie zakończyły się przeprowadzane w tym samym czasie wybory parlamentarne. Obecna koalicja rządowa złożona z Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP Parti) urzędującego Prezydenta oraz wspierających rząd ugrupowań: Akcji Partii Nacjonalistycznej (MHP), Wielkiej Partii Jedności (BBP) oraz Nowej Partii Dobrobytu (YRP) uzyskała łącznie 49,47% głosów oraz większość w parlamencie, zdobywając 323 z 600 mandatów. Liderem opozycji została Republikańska Partia Ludowa (CHP), która zdobyła 25,35% głosów, co przełożyło się na 169 mandatów. 

Zamiast spodziewanej zmiany kontynuacja?

Choć przed nami jeszcze druga tura wyborów prezydenckich, to z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że wygra ją urzędujący prezydent. Biorąc pod uwagę wyniki pierwszej tury, do bezwzględnej większości brakuje mu tylko niespełna pół procenta głosów. Opozycyjny kandydat Kemal Kılıçdaroğlu musi w takim razie przekonać do siebie niemalże wszystkich wyborców pozostałych kandydatów oraz nie dopuścić do demobilizacji swojego elektoratu, a to nie będzie prostym zadaniem. Szczególnie, że prawie wszystkie pozostałe głosy otrzymał skrajny nacjonalista i zwolennik restrykcyjnej polityki wobec Kurdów, Sinan Oğan, który został już obwołany przez media „kingmakerem” tegorocznych wyborów. Lider tureckich nacjonalistów zadeklarował poparcie dla urzędującego Prezydenta Turcji, co zdaje się pozbawiać Kılıçdaroğlu najmniejszych szans, choć oczywiście walka toczyć się będzie do samego końca. Dla wyborców Sinana Oğana zdecydowanie bliższym ideowo kandydatem jest Erdoğan, pomimo iż sam kandydat  deklaruje przywiązanie do kemalistowskich wartości, za których kontynuatora uważa się założona przez Mustafę Kemala Atatürka Republikańska Partia Ludowa (CHP), wspierająca Kılıçdaroğlu. Sam Oğan rozumie je jednak odmiennie i bardziej nacjonalistycznie, domagając się m.in. zaostrzenia polityki wobec kurdyjskich partii, które uważa za organizacje terrorystyczne. Z kolei CHP zajmuje bardziej modernistyczne i prokurdyjskie stanowisko, zaś dla samego Kılıçdaroğlu tureccy Kurdowie stanowili istotną bazę wyborców w pierwszej turze. Warto też pamiętać, że lider tureckich nacjonalistów, w przeszłości działał w Akcji Partii Nacjonalistycznej (MHP), która wchodzi w skład rządowej koalicji i wspiera tureckiego prezydenta. Stąd też uważam, że dla wyborców Oğana atrakcyjniejszą opcją będzie zagłosowanie na urzędującą głowę państwa. 

Wbrew niedawnym opiniom komentatorów i publicystów do zmiany władzy w Turcji raczej nie dojdzie, choć nie należy jeszcze dzielić skóry na niedźwiedziu. Już teraz można jednak śmiało przyznać, że media nie doceniły potencjału wyborczego Recepa Erdoğana, który nadal cieszy się olbrzymim zaufaniem Turków. Nie wpłynęła na to znacząco ani galopująca inflacja, która w październiku 2022 roku osiągnęła 85,51%, ani tegoroczne trzęsienie ziemi, w którym według danych szacunkowych zginęło około 50 tysięcy Turków. W prowincjach Gaziantep oraz Kahramanmaraş, które stanowiły epicentrum wstrząsów sejsmicznych obóz władzy odniósł zdecydowane zwycięstwo nad opozycją. 

W poprzednich wyborach, które odbyły się w 2018 roku urzędujący Prezydent otrzymał 52,59% głosów, wygrywając już w pierwszej turze. Był to wynik wyższy o około 3 punkty procentowe od obecnego, jednakże jeśli spojrzeć na liczbę głosów, to dzięki wyższej frekwencji (oddano blisko pięć milionów głosów więcej niż w poprzednich wyborach), Erdoğan uzyskał około 800 tysięcy głosów więcej niż w 2018 roku. Zagłosowało na niego ponad 27 milionów Turków.

Wszystko wskazuje zatem na to, że w najbliższym czasie będziemy mieli do czynienia z kontynuacją dotychczasowej polityki. Warto pamiętać, że Turcja stanowi istotny element Paktu Północnoatlantyckiego, ponieważ tureckie siły zbrojne są drugą co do wielkości armią sojuszu. Stanowisko Ankary jest zatem kluczowe w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej, a bywa ono zmienne. Wynika to z faktu, że dla gospodarki Turcji istotną rolę pełni współpraca handlowa z Rosją, a także rosyjscy turyści, dla których tureckie kurorty są popularnym miejscem wypoczynku. Nie oznacza to jednak braku zrozumienia dla sytuacji Ukrainy. Turcja pozostaje geopolitycznym rywalem Rosji o wpływy w Azji Środkowej i na Kaukazie, więc rosyjski imperializm nie leży w interesie Erdoğana. Warto też pamiętać, że Turcja prowadzi aktywną współpracę gospodarczą z Ukrainą, stąd trudno uznać tureckie władze za przyjaciół Kremla. 

Nie można zapominać, że Turcja zajmuje także strategiczną rolę w hamowaniu kolejnej fali migrantów z Bliskiego Wschodu do Europy, która mogłaby wywołać kryzys podobny do tego sprzed kilku lat. Dlatego właśnie wybory prezydenckie w Turcji są istotne dla bezpieczeństwa i przyszłości Europy, jednakże żaden z dwóch głównych kandydatów nie stanowi w tej materii zagrożenia. W przypadku interesów Polski na korzyść urzędującego Prezydenta Turcji przemawia niewątpliwie fakt, że jego polityka przynosi pewną stabilizację w wypracowanych relacjach polsko-tureckich. Ponadto władze w Ankarze znajdują się na kursie kolizyjnym z przedstawicielami zachodnich elit, które krytykują nie tylko styl rządów, ale także poglądy Recepa Tayyipa Erdoğana. Powyższa sytuacja w mojej ocenie niewątpliwie zbliża rządy Polski i Turcji do siebie, ponieważ urzędujące władze w Warszawie również muszą mierzyć się z negatywną oceną swoich działań ze strony wielu europejskich instytucji oraz polityków, choćby w zakresie zmian w sądownictwie. Nie zmienia to jednak faktu, że niektóre działania władz Ankary, zwłaszcza w kontekście Kurdów są wielce kontrowersyjne i z mojego punktu widzenia niemoralne, dlatego w relacjach z Erdoğanem polski rząd powinien zachowywać pewną ostrożność, zwłaszcza jeśli chodzi o przekaz medialny. Wsparcie dla tureckich władz mogłoby wywołać sporo kontrowersji i z pewnością nie służyłoby dobremu wizerunkowi Polski w przestrzeni międzynarodowej. 

Przechodząc do podsumowania, na końcowe rozstrzygnięcie przyjdzie nam jeszcze poczekać do 28 maja, jednakże mając na względzie wyniki pierwszej tury, będzie to jedynie zwykła formalność. Oponent Erdoğana ma nikłe szanse na przejęcie fotelu głowy państwa, który po reformach konstytucyjnych, wprowadzających system prezydencki, ma decydujące      znaczenie w ustroju politycznym Republiki Turcji. Możemy pokusić się o tezę, że turecka opozycja zmarnowała historyczną szansę na wyborczy triumf, która może się już nie powtórzyć. 

 

W pracy wykorzystano poniższe źródła internetowe: